Turkusowa sukienka

Turkusowa sukienka

Hejka,
kiedy oglądacie tę stylizacje jestem na urlopie :) Liczę na super pogodę i dobre samopoczucie :) Znowu szczypta stylizacji, pogoda dopisuje, szafa pęka w szwach, tylko trudno o nowe zdjęcia. Brak czasu i fotografa, to minus. Chyba, że stanę się tak popularna, że będę miała osobistego fotografa, każdego dnia ;) Jak wiecie uwielbiam sukienki, mam ich bardzo dużo i oczywiście ciągle rozglądam się za nowymi :) Sukienki maxi, to podstawa każdej garderoby, kiedy nie mamy czasy na kompletowanie zestawu, taka sukienka nada się idealnie. Sama w sobie stanowi cały strój dnia :) Uzupełniona dodatkami, może zmienić się ze zwykłej maxi, na sukienkę wieczorową, no ok troszkę mnie poniosło, ale na kolację w nadmorskim kurorcie nada się idealnie. Uwielbiam turkusowy kolor, idealnie podkreśla opaleniznę i wydaje mi się, że pasuje blondynkom. A Wy lubicie takie sukienki?! Ściskam :* 










































































Vita Liberata- mineralny puder brązujący- efekty na mnie

Vita Liberata- mineralny puder brązujący- efekty na mnie

Witam Kochane,
dzisiaj przychodzę do Was z recenzją produktu, który jest wybawieniem dla osób o jasnej karnacji, lub dla osób, które nie opalają twarzy. Generalnie zaliczam się do obu tych grup. Lubię opalone ciało, twarz natomiast jest przeze mnie chroniona. Nie chcę nabawić się przebarwień i przyspieszyć czas pojawienia się zmarszczek. Całę szczęście, że powstają coraz nowsze kosmetyki, które w dwie minuty sprawią że nasza skóra nabierze pięknego koloru. Bronzer, dostałam od http://vitaliberata.com/. I muszę szczerze powiedzieć, że nasze początki nie były kolorowe. Odcień mi nie pasował, był zdecydowanie zbyt ciemny, początkowa aplikacja kończyła się ciemnymi palami i smugami na całej buzi. Próbowałam z różnymi kremami i podkładami, więc ewidentnie miałam problem z nakładaniem go. Kiedy zwątpiłam w ten produkt, oddalam go mamie, która ma ciemną karnacje. Kiedy znów spotkałam się z mamą, zapytałam co Ty masz dzisiaj na twarzy, wyglądała pięknie. Okazało się, że nic innego, jak mineralny bronzer, który ja skreśliłam. Co zrobiłam z tym fantem? Szybko odebrałam mamie ten produkt i zaczęłam ćwiczyć. Zajęło mi kilka dni, zanim nauczyłam się go nakładać tak, żeby efekt był widoczny :) 





Podkłady mineralne całkowicie skradły moje serce, tutaj po raz pierwszy spotkałam się z bronzerem mineralnym. Cieszę się, że się z nim zaprzyjaźniłam, ponieważ dzięki minerałom w składzie, moja skóra oddycha, wygląda bardzo naturalnie i uwaga, naprawdę wygląda na opaloną, co w przypadku moje karnacji graniczy z cudem :) Vita Liberata jest produktem innowacyjnym, ponieważ oprócz nadawania nam koloru, stopniowo opala naszą skórę, Jest to efekt bardzo subtelny i u mnie widoczny po kilku dniach, ale widać delikatną różnicę w kolorze mojej skóry.






OPAKOWANIE:
płaski, plastikowy słoiczek z sitkiem. Nakrętka jest szczelna, produkt się nie wysypuje. Pojemność to 9g, przydatność do zużycia to tylko 6 miesięcy, także musimy się spieszyć. Minusem niewątpliwie jest fakt, że napisy bardzo szybko się ścierają, szczególnie widoczne jest to pędzelku.



PĘDZELEK:
jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, obawiałam się, że pędzelek będzie miał rzadkie włosie, będzie sztywny, albo nie będzie w odpowiedni sposób nabierał produkt. Trafiłam już na pędzle, które nie zbierały różu czy pudru. Włosie jest dość gęste i zbite, przez co z łatwością nakładamy produkt. Pędzelek nie gubi włosia, szybko schnie, poza tym jest bardzo miękki i delikatny, nie kuje i nie drapie. Poza tym jest bardzo mały, z łatwością mieści się w kosmetyczce. Bardzo ładnie się prezentuje, niestety napisy bardzo szybko się ścierają, taki mały minusik :)





KONSYSTENCJA:
tutaj jestem bardzo zaskoczona, minerały mają to do siebie, że bardzo się pylą, kiedy się je nakłada, trzeba uważać na odzież, ja zawsze mam zabrudzoną toaletkę :) Tutaj jest inaczej, produkt ma nieco inną konsystencję, bardziej kredową, nie wiem jak to inaczej określić. Generalnie mam na myśli to, że bronzer się nie pyli.






SKŁAD:
CI 77019 (MICA), CI 77891 (Titanium Dioxide), Dihydroxyacetone, +/- CI 77491 (Iron Oxides), CI 77492 (Iron Oxides), CI 77499 (Iron Oxides), CI 77489 (Iron Oxides).

KOLOR: 
mój odcień to SUNKISSED nr 01, jest to dość ciepły kolor, czego się obawiałam na samym początku. Dla porównania uwielbiam bronzer Kobo ,a także Inglot 505, zimą lubię NYX róż w kolorze Taupe. Ten produkt na tle pozostałych, wypada dość ciepło, nawet bardzo ciepło, ale w sumie pełni inną funkcję. On ma nadać naszej skórze efekt opalenizny, nie wyraźny kontur. Poza tym, teraz mam dość opalone ciało, buzia zdecydowania się odcina i taki ciepły kolor, siwienie wyrównuje różnice w kolorze twarz-ciało.





ZAPACH:
w zasadzie go nie ma czuć, jedynie coś kwaśnego, pewnie samoopalacz, który jest w składzie. 


APLIKACJA:
jak wspomniałam na początku, miałam z nią spory problem, Początkowo robiłam sobie ogromne plamy, które ciężko było mi rozetrzeć, moja wina, ponieważ nie strzepywałam nadmiaru produktu z pędzla. Zbawienna okazała się także zasada im mniej tym lepiej, lub lepiej dokładać, niż ścierać ;) Producent, zaleca używanie produktu na kości policzkowe, całą strefę T, oraz linie żuchwy i dekolt. 
Najlepiej sprawdza się u mnie nakładanie go zaczynając od małej ilości i stopniowe dokładanie i rozcieranie. Wykonują ruchy kuliste, dzięki czemu produkt bardzo ładnie się blenduje i równomiernie rozkłada na twarzy. Cóż troszkę czasu mi zajęło opanowanie idealnego sposobu nakładania, ale udało się. Teraz mogę cieszyć się skórą muśniętą słońcem, bez większego wysiłku.



EFEKTY:
jak wicie mam jasną karnację, lubię subtelny makijaż i generalnie nie szaleję z kolorami. Z opalenizną też nie wariuje, nie lubię efektu pomarańczy :) Na szczęście bronzer, nie robi ze mnie solarki, wydaje mi się, że dopasowuje się do naszej karnacji, bo inaczej wygląda u mnie, a inaczej u mamy. Uwielbiam go za to,że ma satynowe wykończenie, nie zrobimy nim wyraźnego, graficznego wręcz konkurowania. Na wakacje to idealne rozwiązanie, wszystko powinno być delikatne i eteryczne :) Bronzer, nadaje piękny, zdrowy odcień mojej skórze. Wygląda tak, jakbym naprawdę się opaliła, ale omijam wszystko co nieprzyjemne: przebarwienia, piegi i zmarszczki :) Skóra jest niemuśnięta słońcem, wygląda na bardzo zdrową, świeżą i promienną- czyli wszystko to co lubię. Same zobaczcie :) 












Mam nadzieje, że efekt jest dla Was widoczny, ja słyszę od znajomych, że wreszcie mam jakiś kolor, więc jednak coś się zmieniło dzięki Vita Liberata :) 

TRWAŁOŚĆ:
na mojej mieszanej cerze, trzyma się cały dzień, nie ciemnieje, nie tworzy plam, jest to tak subtelny efekt, że nie musimy się martwić, czy kontur się trzyma, czy już nie. Jesteśmy po prostu "opalone" i tego się trzymajmy ;) 




MOJA OPINIA:
jak się okazało, nie warto skreślać produktów od razu, czasami warto poczekać spróbować innego dnia. Na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie bez niego tego lata! Bronzer jest lekki, zawiera minerały, co jest jak najbardziej korzystne dla naszej skóry. Kolor jest wierną kopią wakacyjnej opalenizny. Buzia wygląda na bardzo wypoczętą, świeża, tak jakbyśmy dopiero wróciły z urlopu. Nie zasycha, nie uczula, nie ciemnieje i nie ściera się w nieestetyczny sposób. Ja dostaję komplementy, że wreszcie mam jakiś kolor ;) Ciesze się, że mogę wyglądać lepiej, ni niszcząc przy tym swojej skóry solarium, czy promieniami słonecznymi :) Jestem zachwycona i na pewno zużyję ten produkt do końca, chociaż obawiam się, że mogę mieć z tym problem, produktu jest dużo, a jest on niesamowicie wydajny. Polecam wszystkim o jasnej skórze, efekty są rewelacyjne, a nie wymagają od nas żadnego poświęcenia, jakim jest leżenie plackiem kilka godzin. lub dni :) Produkt możecie kupić w Sephorze, za około 170zł, polecam kupić go z kimś na pół. ponieważ pojemność spokojnie na to pozwala :) Co Wy sądzicie o takiej opaleniźnie w pudrze?! Ściskam 



Oczyszczający Tonik do Twarzy na Bazie Wody Szungitowej

Oczyszczający Tonik do Twarzy na Bazie Wody Szungitowej

Hej Kochane,
powoli szykuję się do urlopu, jeszcze się nie pakuję, ale lista już jest zrobiona. Od najmłodszych lat robiłam taką listę, żeby niczego nie pominąć. Kiedyś w plecaku musiał znajdować się blok i kredki, miś i jakaś gra, dzisiaj na ich miejsce przyszły kosmetyki, książki i kilka letnich sukienek. Postaram się publikować posty regularnie, ale musicie mi wybaczyć , ewentualne opóźnienia ;) Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją produktu, który testuję dzięki sklepowi Skarby Syberii, to już moja druga współpraca z tym sklepem i znowu odkryłam kilak perełek. Dzisiaj opowiem Wam o toniku z niezwykłą zawartością w opakowaniu :)  






Tonik, to podstawa mojej pielęgnacji, kiedyś pomijałam ten krok, a teraz tego typu produkty są mi dosłownie niezbędne. Ostatnimi czasy zrezygnowałam z mocno oczyszczających troników, na rzecz tych nawilżających i bardziej delikatnych. Zmiana wyszła mi na plus, więc póki co trzymam się tej opcji. 

OPAKOWANIE:
klasyczna buteleczka, skromna szata graficzna, zamykanie na klik. Lekkie i poręczne, z łatwością zmieści się w wyjazdowej kosmetyczce.






ZAPACH:
niesamowicie przyjemny, lekko chłodny i świeży. Bardzo się z nim polubiłam, bo bardzo mnie relaksuje


CO TAKIEGO NIEZWYKŁEGO MA W SOBIE TEN TONIK?!

na dnie, buteleczki, znajdziemy Szungit, bardzo mnie to zaskoczyło, bo nie wiedziałam, że w środku butelki z tonikiem, mogę znaleźć coś na kształt węgla :) 

Szungit występuje w osadach w okolicy miejscowości Szunga w północno – zachodniej Rosji ; stąd też wzięła się jego nazwa, był od tysiącleci używany do poprawiania jakości wody pitnej.
Posiada właściwości przeciwbólowe, przeciwzapalne oraz bakteriobójcze, stosowany w postaci okładu jest doskonałym lekarstwem na wrzody, trudno gojące się rany, odleżenia, łuszczycę, łagodzi również ból przy oparzeniach.


Woda z szungitem stosowana do mycia twarzy zwiększa elastyczność skóry, usuwa drobne zmarszczki, likwiduje łuszczenie skóry i obrzęki. Przyspiesza proces regeneracji tkanek, doskonale wpływa również na objawy trądziku młodzieńczego. Szungit przywraca skórze młodość i piękno.
Działa również doskonale na włosy  - chroni je przed wypadaniem, zapobiega łysieniu, wzmacnia cebulki, a także nadaje im blasku i jedwabistości.








DZIAŁANIE:
tonik rewelacyjnie, oczyszcza, świetnie radzi sobie z resztkami makijażu, idealny do przemywania twarzy w ciągu dnia, szczególnie teraz podczas upałów. Tonik faktycznie nawilża, nie pozostawia uczucia ściągnięcia, nie zostawia żadnej warstwy na skórze. Produkt bardzo szybko się wchłania, buzia jest oczyszczona, nawilżona i gotowa na kolejne etapy pielęgnacji. 






MOJA OPINIA:
tonik to ważny krok, zawsze po kontakcie z wodą musimy użyć toniku, który wyrówna nasze Ph. Poza tym  lubię używać toniki, lubię uczucie odświeżenia jakie dają. Stosuję go rano i wieczorem, rano przyjemnie mnie budzi, natomiast wieczorem, pomaga oczyścić buzię do zera. Bardzo lubię w nim autentyczne nawilżenie i brak jakiegokolwiek dyskomfortu, typu ściąganie, czy tłusty film. Tonik jest również bardzo wydajny, swoja buteleczkę mam od około 1,5 miesiąca i jeszcze troszkę mi go zostało. Uwielbiam go za zapach, który niesamowicie relaksuje. Raz użyłam go także do maseczki z glinki i dzięki temu, maska tak szybko nie zmieniła się w skorupę. Buzia jest ładnie oczyszczona, pozbawiona resztek makijażu i zanieczyszczeń, dzięki temu wygląda zdrowo i młodo :) Pamiętajmy, że demakijaż to podstawa :) Wiadomo, że sam tonik nie zdziała cudów, ale warto go używać, szczególnie teraz, kiedy nasza skóra jest spragniona i może reagować różnymi stanami, od zapchania, przez przesuszenie. Tonik faktycznie nawilża i to jest jego wielkim atutem. Polecam Wam, za jakiś czas znowu do niego wrócę. 





Ulubieńcy czerwiec/lipiec

Ulubieńcy czerwiec/lipiec

Hej Kochane,
dzisiaj luźny post, w którym pokażę Wam moich ulubieńców. To produkty, po które sięgałam najczęściej w miesiącu czerwcu i nadal używam ich z tą samą przyjemnością. Sama lubię przeglądać takie posty, ponieważ można odkryć wiele perełek. Produktów jest kilka, ale w zasadzie z każdej kategorii coś się znajdzie. Zapraszam 


MAKIJAŻ:
Latem stawiam na minimalistyczny makijaż, lekko wyrównany koloryt cery, kreska, tusz, brwi i mogę wychodzić z domu, Oczywiście czasami pozwalam sobie na więcej, ale zazwyczaj w chłodniejsze dni. W największe upały, stawiam na podkład mineralny LILY LOLO, który sprawdza się rewelacyjnie. Trzyma się na buzi cały dzień nie zatyka porów, chroni przed szkodliwym promieniowaniem i sprawia, że cera wygląda pięknie. Uwielbiam ten produkt i serdecznie Wam go polecam.


Lubię rozświetloną cerę, ostatnio bronzery zostały zdetronizowane na rzecz rozświetlaczy i dla mnie ten trend jest całkiem ok :) Lubię, kiedy buzia ma naturalny zdrowy blask, jednakże nie każdy rozśiwetlacz nadaje się na upały. Mary Lou, chociaż ją uwielbiam, latem zbyt mocno odznacza się na moje cerze. Z pomocą przyszły mi kuleczki rozświetlająco/korygujące od Avon. Mają multikolorowe kuleczki, powiedzmy coś a'la Meteoryty. Dają delikatną tafle rozświetlenia i faktycznie korygują cerę, skóra wygląda na bardzo wygładzona i jednolitą. Uwielbiam <3




PIELĘGNACJA TWARZY:

Dwa kremy, które sprawiły, że moja skóra odżyła i "wyzdrowiałą" więcej o nich znajdziecie w poprzednim poście



Długo zastanawiałam się nad zakupem tego produktu, ale ostatecznie skusiłam się na niego podczas promocji w Rossmannie -49% . I powiem jedno, nie żałuję, Olejek działa fantastycznie, nakładam go tylko na noc, skóra rano wygląda pięknie,jest nawilżona, napięta i gładka. Olejek również pomaga w walce z niedoskonałościami cery. Przy systematycznym użytkowaniu, zauważyłam, że kontroluje wydzielanie sebum, moja skóra już się nie błyszczy tak jak kiedyś. Jestem szczerze oczarowana produktami marki Evree, każdy kosmetyk to strzał w dziesiątkę. Plus to dostępność, cena, skład i wydajność :)





Kolejny olejek od marki Resibo, już Wam o nim pisałam, to kosmetyk na którego użycie czekam cały dzień :) To moja chwila relaksu, to mój zabieg spa. Tego uczucia nie da się opisać. Olejek genialnie zmywa makijaż, poza tym ma znakomity wpływ na moją cerę. Buzia jest nawilżona, oczyszczona, pełna blasku. Produkt wart każdej złotówki.





Woda termalna, póki co poszła w odstawkę na rzecz wody winogronowej Caudalie. Nie umiem Wam powiedzieć jak ona to robi, że robi tak dużo :) Woda rewelacyjnie nawilża i koi. Daje mi uczucie odświeżenie w ciągu dnia, niweluje przesuszenie i ściągnięcie cery. Wykańczam nią makijaż, aby pozbyć się uczucia pudrowości na skórze. Używam jej w ciągu dnia i do wszelkiego typu maseczek, rano i przed snem. Jest to odkrycie roku :)  Zadziwia mnie jej wydajność, nie oszczędzam jej, a ona się nie kończy :) ale to oczywiście plus :)






Demakijaż oczu, płyn micelarne to podstawa w moim demakijażu, nie używam mleczek i płynów dwufazowych. Testuję różne produkty tego typu i mam tutaj małą perełkę. Produkt marki Paese, dostałam go na spotkaniu blogerek. Sięgnęłam po niego, bo był następny w kolejce i okazało się, że jest świetny :) błyskawicznie zmywa makijaż, nie szczypie, nie pozostawia lepkiej warstwy, nie pozostawia "mgły " na oku. Bardzo przyjemny produkt, niestety jak to bywa w przypadku tego typu kosmetyków, idzie jak woda ;)






PIELĘGNACJA CIAŁA:

opalanie i mnie nie ominęło, niestety podczas pobytu nad wodą w bardzo upalny dzień, spiekłam sobie ramiona i dekolt. Słońce dosłownie parzyło, bo nie pomógł mi nawet krem z filtrem 30. W domu szukałam ratunku w szafce z zapasami i moim oczom ukazał się oto ten produkt. Dostałam go podczas spotkania blogerek w Katowicach, jest to produkt przeznaczony dla dzieci, ale to idealna sprawa dla mnie, bo ja wciąż czuję się jak dziecko ;) Balsam ma lekką, nie klejącą się formułę, szybko koi i przynosi ulgę. Poza tym nawilża na bardzo długo i pachnie wspaniale, zapach ten utrzymuje się na skórze bardzo długo. Balsam uratował moje przypieczone  ciało i stał się ulubieńcem tego sezonu w swojej kategorii :)



Masło do ciała, jak wiecie z balsamowaniem u mnie rożnie bywa, nie przepadam za tym, ale są produkty, które tak mnie skuszą, że nie potrafię sobie tego odmówić :) Po wystawianiu się na słońce, moja normalne skóra potrzebuje nieco więcej troski niż w pozostałe miesiące. Obecnie rozpieszczam je, masłem do ciała marki Farmona o zapachu gruszki i żurawiny. Jestem ogromną fanką wszystkiego co gruszowe, a i żurawiną nie pogardzę, zatem to kosmetyk dla mnie. Zapach jest obłędny, lekko kwaśny, ahh taki bardzo mój. Masełko przyjemnie nawilża, szybko się wchłania, nie pozostawi ana skórze nieprzyjemnej warstwy. Bardzo się z nim polubiłam.





Ostatni maluszek, to lakier do paznokci, oczywiście marki Golden Rose, to moje ulubione lakiery. Kolorek ma numer 52, to pastelowy róż, bardzo delikatny i romantyczny. Nie wiem po co mi te 50 lakierów, skoro używam tylko tego ;)




To już wszystkie moje perełki kosmetyczne, jak zawsze króluje pielęgnacja twarzy, ale cóż ten typ tak ma ;* 
Fitomed, siła ziół zamknięta w kremie

Fitomed, siła ziół zamknięta w kremie

Hej Kochane,
dzisiaj post dotyczący pielęgnacji twarzy, czyli mój ulubiony zakres ;) Dzięki współpracy z marką FITOMED  mogłam poznać dwa nowe produkty do twarzy. Kremy pochodzą z serii "Mój krem" to linia stworzona z myślą o potrzebie każdej cery. Mój krem No 11 i No 12, to nowości marki Fitomed. Oba kremy, przeznaczone są do pielęgnacji skóry trądzikowej. Oba kremy mają rewelacyjny, naturalny skład, to coś na co postawiłam i za co moje cera jest mi wdzięczna. Jak sprawdził się u mnie te kremy? Zapraszam na recenzję.





OPAKOWANIE:
marka Fitomed, słynie z klasycznych i bardzo prostych opakowań. Marka stawia na jakość produktów, a nie na piękne, wymyśle opakowania. Podoba mi się ta idea. Słoiczek jest wykonany z masywnego plastiku, tradycyjna zakrętka. Pojemność to 50ml, cena 25zł każdy


ZAPACH:
w obu przypadkach zapach jest ziołowy, ale jest to przyjemny zapach, jakbyśmy spacerowały po lesie zaraz po deszczu. Myślę, że nawet dla wrażliwych nosów się nada, poza tym zapach szybko się ulatnia.





KONSYSTENCJA:
oba kremy mają bardzo przyjemną konsystencję, krem nr 11 ma konsystencję żelu, natomiast krem nr 12 jest bardziej przypomina konsystencją śmietanę. Oba kremy, bardzo dobrze się rozprowadzają na twarzy i wchłaniają się błyskawicznie.


 KREM NR 11



 Konsystencja lekkiego żelu, kolor lekko żółty, przybrudzony. Krem przeznaczony jest do skóry tłustej i mieszanej z rozszerzonymi porami. Skład ma fantastyczny i całkowicie naturalny, znajdziemy tu między innymi: napar z oczaru, skrzypu, pięciornika i olej z czarnuszki. Wszystkie składniki są tak skomponowane, żeby kompleksowo zadbać o skórę mieszaną, czy trądzikową. Uwielbiam hydrolat z oczaru i cieszę się, że znalazłam go także w tym produkcie, Ten krem stosuję na noc, rewelacyjnie łagodzi wszystkie zmiany, koi i przyspiesza gojenie się niedoskonałości. Poza tym krem rewelacyjnie nawilżą i odświeża cerę. Rano buzia jest uspokojona, zmiany są wyciszone, zaczerwienienia znikają. Z każdym tygodniem, obserwowałam znaczną poprawę mojej skóry, przede wszystkim zaskórniki na brodzie, zniknęły, ponadto zaobserwowałam regulację wydzielania sebum. Ten krem jest rewelacyjny, widać działanie i czuć jego zbawienne działanie. Buzia jest oczyszczona, niespodzianki rzadziej wyskakują, a nieestetyczne zaskórniki zniknęły. Plus to oczywiście fakt, że krem nie uczula i nie zapycha i szybko się wchłania.Krem możecie kupić TUTAJ





KREM NR 12



Krem ma nieco bogatszą konsystencję, jest koloru przybrudzonej bieli. Zapach ziołowy, przyjemny. Krem pomimo bogatszej formuły, równie szybko się wchłania, pozostawiając skórę matową. Krem Krem przeznaczony jest do skóry tłustej i mieszanej. W składzie znajdziemy składniki takie jak: napar z bratka, lukrecji, nagietka, olej z czarnuszki i olejek z drzewa herbacianego. Krem ma właściwości matujące, dlatego stosuję go rano, przed nałożeniem makijażu, Z mieszaną cerą jest pewien problem, po kilku godzinach nawet najlepszy podkład potrafi się nieestetycznie świecić. W pracy chcę aby makijaż prezentował się nienagannie, dlatego ten krem jest świetnym rozwiązaniem. Dzięki naturalnym składnikom, reguluje wydzielanie sebum i utrzymuje mat na buzi. Przez co mój makijaż dłużej się utrzymuje. Krem pomimo właściwości matujących głęboko i długotrwale nawilża, skóra jest bardzo miękka i elastyczna. Olejek z drzewa herbacianego, pomaga przy gojeniu się niedoskonałości. Uważam, że to świetny krem i uzupełnia to co w nocy zaczął dla nas robić krem nr 11. Podobnie jak jego brat, krem nie uczula, nie zapycha, wchłania się błyskawicznie. Krem kupicie TUTAJ





MOJA OPINIA:
gdybym miała wskazać jeden z tych kremów, nie potrafiłabym tego zrobić, one idealnie się uzupełniają i stanowią kompleksową pielęgnacje mojej cery. Na dzień dzisiejszy moja skóra nie potrzebuje niczego więcej, kremy po pierwsze leczą, co widać w momencie wysypu nieprzyjaciół, które pojawiają się na mojej skórze. Koją i niwelują zaczerwienienie, wysuszają nieprzyjaciół w ekspresowym tempie. Nie zapychają cery, skóra jest nawilżona, odżywiona i oczyszczona. Uwielbiam je za szybkie wchłaniania, naturalne, krótkie składy i działanie. Używam wiele produktów, z różnych półek cenowych, ale te kremy znajdują się na samej szczycie moich ulubieńców. Widać, że naprawdę działają, moja skóra wygląda dobrze, nawet bez podkładu i ja czuję się komfortowo. Jeżeli macie zaskórniki, skłonność do zapychania i wysypu nieprzyjaciół, koniecznie przyprzyjcie się tym kremom bliżej. Marka Fitomed, kolejny raz stworzyła produkty bardzo dobre i przystępne dla każdej z nas. O czym jeszcze warto wspomnieć kremy te są bardzo wydajne, wystarczy odrobina, aby pokryć całą buzię. Pamiętajmy jednak, że w przypadku takich kremów, musimy je zużyć w przeciągu trzech miesięcy od otwarcia. Może to być minus przy ich wydajności, ale mamy też gwarancję że składniki są naturalne, i pozbawione chemii. Ja wolę takie rozwiązania.






Garstka nowości

Garstka nowości

Hej Kochane,
dawno nie było u mnie postu z nowościami, ale muszę się pochwalić, że kupuję znacznie mniej... Ok, przyznaję się, ubrań nadal kupuję za dużo, ale ograniczyłam zakupy kosmetyczne. Mam tak spore zapasy, że grzechem byłoby coś jeszcze kupować. Garstka nowości, które zaraz Wam pokaże, to w zasadzie, powrót do produktów sprawdzonych i niezbędnych. Oczywiście coś jeszcze mi wpadło, ale jest tego mało i ja uważam to za swój sukces ;) 




Lato w pełni, więc moje włosy to odczuwają, szczególnie końcówki. Dlatego wróciłam do olejowania włosów. Mam ogromny sentyment do marki Nacomi, ta marka ma same perełki. Powróciłam do oleju migdałowego, dokupiłam także odżywkę z tym olejkiem w składzie. Do koszyka wpadł mi także olej z bawełny i powiem Wam, że to jest hit. Niebawem zrobię Wam jego recenzję 




Powrót do absolutnych ulubieńców. Balea, szampon mocno oczyszczający jest genialny, sprawia, że włosy są świeże do 4 dni. Stosuję metodę mycia szamponem tylko skórę głowy, długość włosów myje odżywką. Ten sposób bardzo pomógł moim przesuszonym kosmykom. Batiste, suchy szampon, wiadomo, że latem to niezbędnik w  kosmetyczce. Postawiłam na nowy zapach, jest ok :) 





Pielęgnacja twarzy to mój konik ;) potrzebowałam kremu pod oczy, w koszyku miałam krem marki Nacomi, absolutny hit, ale postanowiłam poznać coś nowego i padło na krem marki Joik, z olejem arganowym i masłem mango. Ciekawa jestem jak się sprawdzi :) Jako maniaczka wszelkich maseczek, postanowiłam kupić maskę marki Korres, wersja rozświetlająca :) to ulubieniec mojej mamy i powiem Wam, że coś w tym jest. Pierwsza aplikacja bardzo udana :) 




Kulka Garniera, w zasadzie kupiona do noszenia w torebce, ale jestem pozytywnie zaskoczona, dobrze chroni i ładnie pachnie. 

Peeling do stóp, marki Paloma, upolowałam go za 4zł w Auchanie. O tej porze roku o stopy trzeba dbać dwa razy bardziej. Peeling to podstawa i ten spisuje się całkiem fajnie, ma bardzo ostre drobinki i robi co trzeba :) 




Zapach na lato, tu także powrót do klasyki. Davidoff Cool Water. Używałam go dawno temu i kiedy znowu poczułam go, mijając kogoś w tłumie, postanowiłam znowu go mieć. Jest to świeży, lekki zapach. Przy tym jest bardzo trwały i kobiecy. Dla mnie w sam raz na tę porę roku.




Na koniec moja współpraca z marką Nanshy. Bardzo się z niej cieszę, ponieważ pędzli ciągle u mnie brak. Dostałam także gąbeczkę do podkładu, jestem ciekawa czy będzie tak samo rewelacyjna jak Beauty Blender :) 

To już wszystkie nowości, jak widzicie nie jest tego zbyt wiele. Same niezbędniki plus zapach dla przyjemności, ja czuję się rozgrzeszona :) 

Na upały MINERAŁY!

Na upały MINERAŁY!

Hej Kochane,
pogoda dopisuje, temperatury wręcz tropikalne. Osobiście, nie przepadam za takim skwarem, ale sukienki lubię nosić :) Generalnie jestem kobietą i lubię to podkreślać, lubię czuć się dobrze, kobieco i elegancko, głównie taki styl preferuje :) Skoro podkreślam kobiecość strojem, nie zapominam także o makijażu, ale tu pojawia się pewien problem...Jaki podkład wybrać, jaki makijaż zrobić, aby nie wyglądał jak maska? Co robić, żeby wyglądać świeżo, lekko i dziewczęco?! Mój sposób jest banalny, na czas ogromnych upałów, odstawiłam wszelkie podkłady w płynie i przerzuciłam się na produkty mineralne. Znalazłam idealne rozwiązanie dla siebie, czuję się komfortowo, bo mam coś na twarzy, ale jednocześnie jest to prawie niewidoczne, lekkie jak obłoczek, wygląda świeżo i naturalnie. Mój obecnie ulubiony podkład mineralny to  LILY LOLO w odcieniu WARM PEACH. Obawiałam się nieco tego koloru, ale Pani, która mi go dobierała, trafiła idealnie. 




OPAKOWANIE:
klasyczny, płaski słoiczek z masywnego plastiku. Pomimo kontaktu z podłogą, nic mu się nie stało :) Pojemność to 10g, ta ilość starcza na wieki. Podoba mi się szata graficzna tych produktów, prosto i elegancko.




KOLOR:
został dobrany przez Panią z obsługi klienta, na podstawie moich zdjęć. Przyznam , że jestem zaskoczona tym, jak trafnie został mi dobrany kolor. Dziękuję raz jeszcze :) Mój odcień to WARM PEACH . Kolorek ma żółte tony co mnie ogromnie cieszy. Jest jasny i i idealnie stapia się ze skórą 











PĘDZEL:
w zestawie otrzymałam także pędzel kabuki, muszę przyznać, że to fantastyczny pędzel, bardzo miękki i delikatny, idealnie nakłada i rozprowadza produkt na skórze. Jest mały i lekki z łatwością mieszczę go w kosmetyczce. Pędzel nie gubi włosów i trzyma swój kształt, po praniu. Idealny :)






MÓJ MAKIJAŻ:
oczywiście ten makijaż wykonałam przy użyciu wyżej wspomnianego podkładu 













MOJA OPINIA:
w upalne dni, stawiam na minimalizm i wygodę. Nie robię wymyślnych makijaży, kolorowych wariacji. W takie dni, stawiam na prostotę. Wyrównuję koloryt cery podkładem mineralnym. Uwielbiam go za to, że jest delikatny, niewidoczny na skórze, sprawia, że wygląda świeżo i młodo. Co więcej nie muszę używać już pudru, nie nakładam zbyt wielu warstw, przez co unikam efektu ciastka. Podkład idealnie stapia się ze skórą, wyrównuje jej koloryt, ale jest niewidoczny, wyglądam tak, jakbym niczego nie nałożyła . Robię sobie brwi, tusz, czasami kreskę, pomadka i wychodzę z domu :) 

Co jest dla mnie również bardzo istotne to fakt, że minerały na mojej mieszanej cerze, utrzymują się bardzo długo. Twarz się nie świeci, nie błyszczy, buzia wygląda dobrze przez cały dzień. Podkład ma SPF 15, szkoda, że nie więcej, ale to i tak dobrze. Mam w swojej toaletce kilka produktów mineralnych i każdy z nich uwielbiam, moja skóra wygląda i czuje się z nimi dobrze. Polecam Wam na lato i upalne dni, taki oto makijaż, minerały świetnie się sprawdzają na mojej twarzy i w zasadzie, zapomniałam już o płynnych podkładach. Mój mały trik, aby podkład jeszcze bardziej stopił się ze skórą, spryskuję twarz wodą winogronową Caudalie, efekt widoczny na zdjęciu, polecam Wam serdecznie :) 



Copyright © 2014 Do połowy pełna... , Blogger